W tym sadzie rosną stuletnie jabłonie

Sad w pijawne polskie 2023r.

W niewielkiej miejscowości Pijawne Polskie, położonej pomiędzy Augustowem a Suwałkami, mieszka Błażej Kozicz. Jego pasja zrodziła się z fascynacji przyrodą i lokalną historią. Odtwarza on przedwojenny sad, w którym wciąż rosną blisko stuletnie jabłonie.

Wraz z pojawianiem się staroobrzędowców w suwalskim krajobrazie rozgościły się liczne sady. Ci rosyjscy emigranci słynęli z sadownictwa. Szpalery drzew chroniły ich zabudowania przed zimnymi wiatrami, a owoce były jednym z głównych składników diety starowierców. Jednak po II wojnie światowej stare odmiany drzew nie były w stanie sprostać wymogom rynku. Zaczęły więc zanikać, a wraz z nimi piękne sady z rozłożystymi drzewami.

Na ratunek starym drzewom

Na szczęście pozostało trochę starych zdziczałych sadów i pasjonatów, którzy te sady odtwarzają. Jednym z nich jest właśnie Błażej Kozicz, który wraz z rodziną zamieszkał w przedwojennym sadzie w Pijawne Polskie. Jego potomkowie byli sąsiadami starowierców. W przekazach ustnych mieszkańcy wciąż wspominają ich umiejętności sadownicze. Gdy zamieszkał tu ze swą żoną Zulą, drzewa były zdziczałe, częściowo spróchniałe, a owoce małe. Często słyszał porady by je ściąć i zasadzić nowe. Jednak tam, gdzie inni widzieli spękania i rozkład, on widział ich wyjątkowość, niezwykłą wolę życia, a także historię tego miejsca. Dziś dzięki ich pielęgnacji ma piękne i wyjątkowe owoce.

– Mam jabłonie, w których pień jest pusty a mimo to wciąż obficie owocują. Drzewa te są tak mocno pokiereszowane przez życie, a jednocześnie mają wielką chęć życia. Nie mógłbym ich ściąć – mówi Błażej Kozicz. – Są tu między innymi Antonówki, Grabsztyny, Malinówki, Grochówki, Ananasy, Papierówki i wszystkie mają niepowtarzalny smak.

Jak zauważa pan Błażej, mimo że te odmiany również dziś występują to ich smak i wygląd znacząco się różni od tych ze starych sadów.

– Dawne odmiany są większe, bardziej aromatyczne i mają charakterystyczny smak. Współczesna papierówka czy antonówka niewiele ma już z nimi wspólnego. Dawne odmiany można również dłużej przechowywać – dodaje Błażej Kozicz.

Jednak stare odmiany owocują co drugi rok, drzewa rosną powoli, osiągając duże rozmiary. Potrzebują też większej przestrzeni, niż wszechobecne drzewka niskopienne. Mimo to stare sady są wyjątkowo urokliwe. Ten szczególny klimat, gdy wiosną roznosi się słodka woń tysięcy drobnych kwiatów, a później owoców i rozsianych wokół ziół i kwiatów, działa odprężająco i hipnotyzująco. Zwłaszcza w upalny dzień, gdy można usiąść w cieniu tych pięknych mocarzy.

Szczepienie drzewek – szybki i tani sposób na własny sad

Pan Błażej ma ponad 50 drzew owocowych, głównie jabłoni. Część z nich posadził sam, szczepiąc rodzime odmiany i wysadzając je w miejscach wymarłych już drzew. W ten sposób chce otworzyć kształt przedwojennego sadu. Sztuki sadownictwa uczył się z fachowej literatury, Internetu, a także rozmów ze znajomymi. Poszukiwał starych sadów i gdy jakieś odmiany mu odpowiadały, pozyskiwał z nich zrazy do szczepień. Niestety pierwszych kilkanaście szczepów się nie przyjęło. A że nasz bohater jest bardzo ambitną osobą, szybko zweryfikował swoje błędy podejmując się kolejnych prób. Dziś szczepi rośliny z taką wprawą, że pierwsze owoce pojawiają się już po dwóch latach.

– Okazało się że aby odnieść sukces w szczepieniu, należy pozyskać jednoroczny zraz zimą, a szczepić wczesną wiosną, gdy podkładka na której szczepimy zaczyna puszczać soki – wyjaśnia Błażej Kozicz.

Zalety starych odmian

W swym sadzie, nie używa on żadnych środków ochrony roślin. Jak mówi stare odmiany są dużo bardziej odporne na choroby i szkodniki. Rosną w warunkach i klimacie do którego zdążyły się przystosować. Nie potrzebują więc oprysków. A na ekologicznym sadownictwie korzysta nie tylko rodzina, która ma dostęp do zdrowych owoców, ale też ekosystem. Sad naszego bohatera to prawdziwy raj dla wielu gatunków owadów i ptaków. Na każdym z drzew zawieszone są dwie, trzy budki dla ptaków. I mimo że często słyszy opinie, że są one rozmieszczone zbyt gęsto, to nie zamierza zmniejszać ich liczby, gdyż jak mówi ptaki same zdecydują gdzie i w których domkach zamieszkać. A warto mieć takich lokatorów, gdyż są doskonałymi pogromcami szkodników.

– Najwięcej szkodników niszczą sikorki, są niezwykle żarłoczne. Lubię obserwować je zimą, gdy z ogromną dokładnością sprawdzają każdą gałązkę i wydziobują wszystko co znajdą. A gdy latem skoszę trawę, następnego dnia z rana mam inwazję szpaków i dudków poszukujących pędraków i innych szkodników. Zjadają nawet kleszcze – opowiada pan Błażej.

Można więc rzec, że ptaki to jedyna forma ochrony jaką stosuje on w swym sadzie. Oczywiście to nie oznacza, że nasz sadownik nie zajmuje się pielęgnacją starodrzewia. Wszystkie drzewa są regularnie przycinane, tak by gałęzie się nie krzyżowały, owoce miały dostęp do światła, a w konarach mógł odbywać się swobodny ruch powietrza. Drzewa są bielone i nawożone skoszoną trawą, a do młodych drzewek przygotowywana jest mieszanka z kompostem. I mimo imponującej już liczby drzew owocowych, szkółka wciąż się rozrasta, a wraz z nią sad, który jak planuje nasz bohater, ma osiągnąć 3 tys. metrów.

Błażej Kozicz chętnie też dzieli się swymi sadzonkami z innymi miłośnikami starych odmian. Dlatego szczepione przez niego jabłonie, zdobią już nie jeden przydomowy ogród. A on sam czuje ogromną satysfakcję wiedząc, że w ten sposób przyczynia się do ocalenia rodzimych odmian drzew owocowych, które są nie tylko częścią bioróżnorodności przyrodniczej, ale też naszym dziedzictwem.

Dodaj komentarz na Facebooku

pasek narzędzi

Portrety Wsi
Privacy Overview