W niewielkiej podlaskiej wsi Kobylanka, mieszka niezwykły człowiek, który z ogromną pasją i oddaniem leczy tych, których nie dostrzega system opieki zdrowotnej.
Dr n. med. Paweł Grabowski kształcił się i pracował w Krakowie oraz w Warszawie. Jest specjalistą chirurgii stomatologicznej, szczękowej, medycyny paliatywnej oraz bioetyki. Stworzył pierwsze w Polsce wiejskie hospicjum domowe, a kilka lat później także hospicjum stacjonarne, które znajduje się we wsi Makówka, koło Narwi. Jest pierwszym laureatem nagrody „Okulary ks. Kaczkowskiego. Nie widzę przeszkód”.
Nasz bohater zaczął odkrywać Podlasie po przeprowadzce do Warszawy. Wcześniej naturalnym kierunkiem weekendowych wypraw były Gorce, Pieniny, Tatry. Pracując w Warszawie poznał mieszkańców Podlasia, a z czasem i sam region. Eksplorując go coraz bardziej, zachwycił się jego wielokulturowością, duchowością, a także otwartością jego mieszkańców. W tym też czasie rozpoczął specjalizację w zakresie medycyny paliatywnej. Początkowo dr Grabowski traktował ją jako odskocznię od chirurgii, jednak jak sam mówi z czasem zatracił się w niej.
Nagle zobaczyłem, że jest medycyna, która widzi człowieka w całości. Tu nie wystarczy konkretny lek na konkretną jednostkę chorobową. Aby pomóc pacjentowi należy wejść głębiej, poznać przyczynę i rodzaj bólu. Musi być traktowany holistycznie. Często z pacjentem choruje jego rodzina. Gdy idziesz do pacjenta, widzisz nie tylko mężczyznę z nowotworem, ale także jego żonę, która jest jego salową, pielęgniarką, sprzątaczką i kucharką. Jej również niezbędna jest pomoc. Jako humanista zrozumiałem, że dokładnie taką medycynę chcę uprawiać – wspomina dr Grabowski.
Na wsi umiera się inaczej
Nasz bohater podjął więc decyzję o założeniu wiejskiego hospicjum. Dlaczego wiejskiego – ponieważ na wsi umiera się inaczej niż w miastach. Ukończył więc studia podyplomowe z zarządzania zakładami opieki zdrowotnej na SGH w Warszawie. Wybór miejsca na świadczenie takich usług, dla naszego bohatera stał się oczywisty. Polskie wsie to bardzo często tereny oddalone od ośrodków medycznych. A na Podlasiu istnieją miejsca, w których zamieszkiwane są pojedyncze chaty. Znaczna cześć wsi to pustostany, bądź letnie domki. Sklep jest oddalony o kilka kilometrów, a i dostęp do komunikacji jest ograniczony. Ponadto niewydolny system opieki zdrowotnej sprawia, że część mieszkańców terenów wiejskich umiera bez dostępu do specjalistycznej opieki hospicyjnej. Buntownik o ogromnej empatii i świadomości, jakim jest niewątpliwie dr Grabowski, nie mógł pogodzić się z zastałą rzeczywistością.
Myślę, że gdybym wychował się w innym domu to prawdopodobnie byłbym gościem z pomarańczowym irokezem i kolczykami na znak protestu. To co robię jest właśnie takim rodzajem protestu. To jest mój brak zgody na to, że człowiek który mieszka we wsi, jest stary i samotny, jest gorzej traktowany przez system. Spotykałem tu ludzi przewyższających mądrością nie jednego profesora, mądrością przeżytego życia. Poznałem tu piękne przykłady miłości i wierności, dobrego i godnego życia – zaznacza nasz bohater.
Według zapisów w konstytucji każdemu człowiekowi należy się równy dostęp do świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych. Jednak jak zauważa dr Grabowski, rzeczywistość jednak temu zaprzecza.
Trudne początki
W 2009 roku dr Paweł Grabowski powołał do życia Fundację Podlaskie Hospicjum Onkologiczne. Ówczesną siedzibą fundacji była wieś Nowa Wola. Dziś Fundacja nazywa się Hospicjum Proroka Eliasza i ma siedzibę w Michałowie.
Hospicjum domowe rozpoczęło swoją działalność w 2011 roku, jednak przez pierwsze lata miało trudności z uzyskaniem kontraktu z NFZ. Od początku działało więc społecznie, utrzymując się z darowizn. Zdaniem założyciela hospicjum, z perspektywy czasu, mimo wielu napotykanych trudności, był to czas błogosławiony.
Jako zespół bardzo się wzmocniliśmy, nauczyliśmy się działać, nie patrząc czy państwo zechce nam dać pieniądze. Ból, bez względu na wykształcenie, czy miejsce zamieszkania, jest taki sam. Nie mogliśmy czekać. Zaufali nam darczyńcy, dzięki którym przez ponad pięć lat, stale blisko czterdziestu mieszkańców terenów wiejskich miało opiekę medyczną, a kilkanaście osób pracę. W sumie pomogliśmy w tym czasie „bez NFZ” kilkuset osobom u kresu życia, a także ich bliskim – opowiada dr Grabowski.
Miłość do tych ludzi, jest tym co nas napędza
Przymiotnik „paliatywny” pochodzi od łacińskiego słowa „paliatus” – okryty płaszczem. Często też nawiązuje się do angielskiego słowa „palliate” (łagodzić, ulżyć). Z założenia opieka paliatywna to określenie potrzeb pacjenta, ustalenie sposobu i zapewnienie wsparcia. W zespole dr Grabowskiego to nie tylko założenia, to codzienność.
Człowiek chory cierpi. A rodzajów cierpienia jest wiele. Jest ból fizyczny, są też duszności, świąd skóry, który potrafi doprowadzić do obłędu, są uporczywe biegunki, zaparcia. Nagle zwykłe czynności fizyczne mogą dostarczyć ogromnego bólu i upokorzenia. Jest cierpienie psychiczne, np. w przypadku kobiety, która traci pierś i w jej przekonaniu także swoją kobiecość. Spotykamy się z cierpieniem socjalnym, społecznym. Generał, który przez znaczną część swego życia był osobą dominującą, musi się dostosować do reguł hospicyjnych. Jest umierający ojciec, który znęcał się nad rodziną. I rodzina musi tę sytuację przepracować. Jest samotne małżeństwo, gdzie umierający martwi się jak poradzi sobie jego współmałżonek. Tych cierpień nie da się wyleczyć zwiększając dawkę morfiny. Mamy w naszym zespole wspaniałą psycholożkę, fizjoterapeutów, którzy przyjeżdżają nie tylko do pacjenta, ale też współmałżonka, któremu wysiada kręgosłup, opiekunki medyczne, które poza udzielanymi świadczeniami, potrafią ugotować obiad i zawieść swym podopiecznym. Dla nas najważniejszy jest pacjent nie procedura, nie osobodzień. A miłość do tych ludzi, jest tym co nas napędza – podsumowuje dr Grabowski.
By naprawić zaniedbania systemu
Często dr Grabowski wychodzi poza zakres zakontraktowanych świadczeń, gdyż jak wielokrotnie podkreśla, obecnie funkcjonujący system często wyklucza, zwłaszcza w zakresie rehabilitacji, gdzie kolejki do tego rodzaju świadczeń są bardzo długie. Zdarzają się sytuacje, w których przyznana rehabilitacja jest zbyt krótka, a po niej pacjent skazany jest wyłącznie na siebie. Stan zaczyna się pogarszać, pojawia się zapalenie płuc, odleżyny. I człowiek, który mógłby normalne funkcjonować, umiera w bólu.
Kilka lat temu trafiła do nas pacjentka w wieku 95 lat, bez kontaktu, z odleżynami. Wypisana ze szpitala do domu by umrzeć. Nie przeprowadziliśmy żadnej skomplikowanej procedury, jedynie zaopiekowaliśmy się pacjentką, jej odleżynami, pokazaliśmy rodzinie jak przewijać, jak układać. Rodzinę wsparła również pani psycholog. I nagle osoba, która była bez kontaktu, zaczyna deklamować nam wierszyk. Któregoś dnia przyjeżdżam, a ona z chodzikiem otwiera mi drzwi. Pytam się jej, jak to się stało. A ona odpowiada: no przyjechał do nas pan Marek (fizjoterapeuta), powiedział wstań, weź swoje łoże i idź, no i poszłam – śmieje się dr Grabowski. – Zmarła dwa lata później, nie będąc przez ten czas żadnym ciężarem dla rodziny. Zmarła bo przyszedł czas, a nie z zaniedbania systemu. A takie przypadki są częste, również wśród młodych pacjentów – dodaje.
I uwrażliwić młode pokolenia
Fundacja dr Grabowskiego to także przestrzeń na edukację. Zarówno on, jak i jego zespół przeprowadzają szkolenia i warsztaty dla dzieci, młodzieży, osób dorosłych, a także dla medyków. Zapraszani są przez grupy nieformalne, szkoły, koła gospodyń wiejskich.
Książka, którą napisałem „Dziadek Franek”, jest dobrym wstępem do rozmów z dziećmi w szkołach. Rozmawiamy na temat choroby, śmierci, relacji rodzinnych. Jako dorośli powinniśmy z nimi również i takie tematy poruszać. Obecnie wychowujemy osoby zamknięte w swoich światach wirtualnych, nie uczymy relacji. A to oni w przyszłości będą nas leczyć, będą się nami opiekować – zauważa dr Grabowski. – Dziś lekarz przychodzi i oczekuje wysokiego wynagrodzenia, nie ma w nim refleksji, że jest dopiero na początku swojej drogi i nie jest jeszcze dziełem skończonym. Zależy nam jako Fundacji na organizowaniu staży uwrażliwiających oraz zajęć z komunikacji dla studentów medycyny.
Pamiętanie o śmierci
W książce Érica-Emmanuela Schmitta „Oskar i Pani Róża ” pojawia się zdanie: codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy. I tak właśnie czyni nasz bohater. Czerpie on radość z otaczającej go codzienności. Z przebywania z pszczołami, które są jego ogromną pasją, ze swymi trzema psami, które uratował przed schroniskiem, z możliwości rozmowy i przebywania z drugim człowiekiem, a także tworzenia. Albowiem Paweł Grabowski jest nie tylko lekarzem, prezesem fundacji, dyrektorem hospicjum, jest też poetą i dramatopisarzem, a od niedawna pisze ikony. Skąd w naszym bohaterze tak wiele pasji i zaangażowania?
Memento homo mori. Pamiętanie, że jesteśmy śmiertelni, że jesteśmy tylko przechodniami na tej ziemi, sprawia że zwykłe rzeczy nabierają smaku, a życie staje się pełne. W naszym hospicjum jest wiele radości. Okres umierania jest tak samo ważny jak każdy inny okres życia. Kto powiedział, że będę żył dłużej niż mój pacjent? Celebrujmy życie dopóki trwa – podkreśla nasz bohater. – W naszym hospicjum jest nieformalna zasada, jak nie jesteś w agonii to coś robisz. Większość ozdób jakie tu mamy, wykonane zostały przez naszych pacjentów, a jeden z nich pomagał nam nawet w odśnieżaniu. Ich rolą jest życie, naszą pomoc aby to życie trwało w jak najmniejszym bólu i cierpieniu.
I ty możesz pomóc
Śmiało można stwierdzić, że założona przez dr Grabowskiego Fundacja Hospicjum Proroka Eliasza zmienia życie na lepsze. Jednak by móc zagwarantować tak kompleksową opiekę swym pacjentom i ich rodzinom, niezbędne są fundusze. Dlatego też w bardzo prosty sposób i my możemy stać się częścią tej historii, wspierając Hospicjum Proroka Eliasza i jego podopiecznych. Szczegóły na stronie Fundacji.
zdj. Fundacja Hospicjum Proroka Eliasza, Agnieszka Dowgier
Dodaj komentarz na Facebooku