Pszczelarstwo to miłość i więź z naturą. To hobby, które uzależnia, gdyż jak sama natura jest piękne i nieprzewidywalne. Tu trzeba podporządkować się rytmowi pszczelej rodziny, odnaleźć w sobie wielkie pokłady cierpliwości i spokoju. I mimo że praca z pszczołami nie jest łatwa, to dla Bazylego Musiuka stała się ona pasją, która daje mu radość i energię w codziennym życiu.
Pasja pszczelarska często zaraża pokoleniowo. Pan Bazyli Musiuk, pszczelarz z Białegostoku, miłością do pszczół przesiąkał od wczesnych lat dziecięcych. Praktycznie wychowywał się z pszczołami. Zarówno jego dziadek jak i ojciec zajmowali się tym zawodem. On będąc dzieckiem pomagał w wielu pracach. Jednak częste ukąszenia twarzy, które kończyły się sporą opuchlizną, nie zachęcały do przebywania wśród uli. Rekompensatą była bursztynowa słodycz spożywana zimą. Miód przechowywano w spiżarce, w niewysokich drewnianych beczkach. Był na tyle twardy, że nasz bohater razem z rodzeństwem, musieli nieźle się naskrobać, aby móc rozkoszować się jego smakiem. Jak wspomina pan Bazyli kiedyś pszczelarze nie dzielili miodu na odmiany. Wszystko było zlewane do jednej beczki. Znał też hodowców, którzy zbierali miód z uli wyłącznie z końcem sezonu.
Później rozpoczął się okres, jak w życiu każdego młodego człowieka, zdominowany przez naukę i pracę. Ule po zmarłym ojcu przejął brat pana Bazylego, a on sam oddał się w pracy zawodowej, która w niedługim czasie również przerodziła się w pasję. Nasz bohater przez lata zajmował się stolarką. Spod jego rąk wychodziły piękne meble, drzwi, schody, a nawet ażurowe dekoracje ścienne i okienne. Niemniej jednak miłość do świata pszczół była już w nim na tyle zakorzeniona, że każdą wolną chwilę spędzał u kolegi lub u brata w pasiece. Obserwowanie pracy pszczół sprawiała mu ogromną przyjemność.
Czas na własny miód
I w końcu po latach pojawił się impuls dzięki, któremu pan Bazyli zaczął myśleć o własnej hodowli. Tym impulsem był brat, który poprosił go o wykonanie uli i zaproponował aby dodatkowo zrobił jeden dla siebie. Ta myśl nie dawała naszemu bohaterowi spokoju i ostatecznie zabrał się za pierwszy własny ul. Podczas jego budowy usłyszał kolejną dobrą radę, tym razem od kolegi pszczelarza. Doradził aby zrobić trzy ule, ponieważ po okresie zimowym zwiększa to szansę na pozostanie przynajmniej jednej z pszczelich rodzin. I tak właśnie się stało. Zbudował trzy ule, w których zamieszkały trzy rodziny, a po zimie przetrwała tylko jedna. Bardzo szybko okazało się, że trzy ule to za mało, bo gdy nasz bohater widział, że wyroiła się kolejna rodzina, stawiał jej nowy dom. I tak maleńka pasieka w ciągu zaledwie pięciu lat rozrosła się do dwudziestu uli.
Nasz bohater swoją wiedzę czerpie zarówno ze specjalistycznych periodyków, jak też z własnych doświadczeń. Jego kalendarz prac związany jest ściśle z porami roku. Sezon rozpoczyna się wczesną wiosną, gdy pszczoły zrobią swój pierwszy oblot po okolicy. I mimo, że pasja staje się wtedy pracą na pełen etat, dla pana Bazylego to najprzyjemniejszy okres w hodowli pszczół. Możliwość obserwacji gdy złożone zostają jaja, gdy rozwijają się larwy, pierwsze wyloty i pierwszy miód – to wszystko daje ogromną satysfakcję.
W okresie letnim pszczoły są znacznie spokojniejsze, dzięki czemu większość prac pan Bazyli wykonuje bez rękawic i dymiarki. Powszechnie pojawia się opinia, że pszczoły nie żądlą pszczelarza, ponieważ go znają. Jednak zdaniem naszego bohatera tych użądleń wśród pszczelarzy jest znacznie mniej, ponieważ to oni znają pszczoły i wiedzą jak się zachowywać by nie wzbudzić ich agresji. Podchodząc do ula należy pamiętać aby nie wykonywać nagłych ruchów, nie hałasować, wszystkie czynności wykonywać spokojnie i delikatnie – to rady pana Bazylego dla wszystkich odwiedzających pasieki.
Zagrożenia
Niestety obecnie produkcja miodu, porównując do lat 50 – 60 jest znacznie bardziej wymagająca. W tamtych latach było więcej pszczelarzy, za to ze znacznie mniejszą liczbą uli. Co drugi gospodarz miał ze trzy ule. Zaglądał do nich gdy miał czas. A gdy wymierał jeden rój, za jakiś czas pojawiał się kolejny. Dziś pszczoły nie są w stanie przetrwać bez człowieka. Główną przyczyną jest warroza, choroba wywołana przez pajęczaki varroa destructor, które swym wyglądem przypominają kleszcze, choć oczywiście są znacznie mniejszych rozmiarów. W Polsce choroba pojawiła się w latach 80. Rozwija się na czerwiu i dorosłych osobnikach pszczół. W ciągu 2-3 lat potrafi doprowadzić do śmierci całego gniazda. Dodatkowo osłabione warrozą osobniki atakowane są przez kolejne choroby. Dlatego, jak mówi nasz bohater, bardzo ważna jest higiena pszczół oraz ich leczenie.
Pan Bazyli czyści ramki kilka razy w roku, a gdy ul jest pusty wypala go dokładnie palnikiem gazowym. Leczy pszczoły naturalnymi kwasami, dodatkowo umieszcza w ulach przecięte łodygi rabarbaru, a także w przypadku nosemozy (biegunki pszczół) zaparza im słodkie herbatki z piołunu. Stosuje też metodę pustych ramek, dzięki którym znacząco ogranicza populację warrozy. I jak mówi nasz pszczelarz zabiegi te działają, co potwierdzają jego zdrowe pszczele rodziny.
Problem współczesnego pszczelarza to także krótki okres pożytkowy. Kiedyś pożytek był dostępny dla pszczół przez ok. 4-5 miesięcy. Dziś przez zmianę metod gospodarki, kurczą się pożytki. I na tą trudność pan Bazyli znalazł sposób. Jego pasieka znajduje się w rodzinnej wsi Zubacze. To niewielka miejscowość otoczona lasami, położna na Podlasiu, przy granicy z Białorusią. Właściciel pasieki dbając, aby jego pszczoły miały w pobliżu jak najwięcej pożytku, wydzierżawił dwa hektary ziemi i obsiewa ją facelią. Zdaniem pana Bazylego miód faceliowy to na najsmaczniejsza i najciekawiej pachnąca odmiana. A ze względu na właściwości zdrowotne ceni on miód gryczany. Miód ten dobry jest na problemy związane z układem krążenia.
Jeżeli chcą Państwo zasmakować miodów z pasieki pana Bazylego Musiuka zachęcamy do kontaktu, tel. 608036789 lub e-mail: bazylimusiuk@gmail.com
Dodaj komentarz na Facebooku